Pomogła: 5 razy Wiek: 105 Dołączyła: 23 Cze 2007 Posty: 5593 Skąd: z co piątej kinderniespodzianki
Wysłany: 2010-10-29, 08:50
niby wszystko było pieknie ''nikt nie umarł ,nikt nie wpadł pod samochód''
Tyle tylko ,ze ile tych samochodów było na drodze? u mnie na wsi jak przejechał jeden na godzinę to był ruch jak na autostradzie wiec rodzice mogli spokojnie nie zwracać uwagi na nasze gry na srodku drogi.Ale teraz mialabym pozwolić dziecku na taką zabawę???????? o niee czasem to cieżko wyjechać na drogę a co dopiero urządzić na niej boisko
nikt mi nie pomagał odrabić lekcji ... no własnie i o to mam żal do dziś ,ze nikogo nie obchodziło czy umiem czy nie , nikt mi nie wytlumaczył ,nie pomógł
Cytat:
Swoje sprawy załatwialiśmy regularną bijatyką w lasku. Rodzice trzymali się od tego z daleka. Nikt, z tego powodu, nie trafiał do poprawczaka.
no tak ale to były takie zwykłe bijatyki a nie to co dzis sie dzieje ,ze kolega kolegę nożem poczęstuje, koleżanki zakatują na śmierć dziewczynkę bo miała gorszy telefon
_________________ .. kobieta jest tym bardziej anielska im ma więcej diabła w sobie .....
Pomogła: 9 razy Wiek: 61 Dołączyła: 25 Lut 2007 Posty: 12655 Skąd: z tej samej bajki
Wysłany: 2010-10-29, 09:00
ja sie wychowalam wlasnie w takiej "patologicznej" rodzinie
ale fakt aniola samochodow bylo mniej i ode mnie z podworka zawsze przebiegalismy na druga strone ulicy...
lazilam po drzewach, cwiczylam gimnastyke, kradlam jablka/gruszki/sliwki z ogrodow sasiadow (wraz z cala nasza "banda" pięciorga bo tyle nas bylo sztuk na podworku)
gralam w karty w pokera, ferbla, oko na pieniadze majac osiem lat (ogrywalam sasiadow )
_________________ kot tez czlowiek tylko ma ogon, futerko i jest madrzejszy...
Pomogła: 16 razy Dołączyła: 24 Sty 2007 Posty: 6580
Wysłany: 2010-10-29, 10:40
w porównaniu do tej stronki:
- tez sie bawilismy na osiedlu, razem z bratem mielismy przykazane by nie wychodzic poza jego ramy z posłuszeństwem różnie bywało
- przedszkole zaliczyłam
- czapka, szalik - u mnie dbali o to, sprawdzali czy mam zimne dlonie etc
- lekarzy odwiedzalam jak zaszla potrzeba, aczkolwiek babcia tez "praktykowala", np. postawila bańki
- budowa, las - tego w okolicy u nas brak, a nad jeziora nie chcialo sie nikomu łazic bo za daleko, atrakcyjniejszy byl tzw "park za kinem" gdzie mozna bylo spotkac starszych wyrostków i nauczyc sie nowych przekleństw
- sąsiad nie miał prawa nas tknąć, najwyżej mógł na nas naskarżyć, albo nas opierdzielić
- pomagano mi w lekcjach, ale nikt za mnie nie odrabiał (pomijam rysunki z plastyki - tata za mnie narysowal najwazniejsze projekty )
- pływanie bez nadzoru nie wchodzilo w grę (pomijam juz ze do jezior mielismy daleko)
- rower, rolki, etc - nie bylo problemu, ale mielismy uwazac
- ewentualne siniaki i zadrapania - norma
- klapsy i pasek - norma. najbardziej nie lubilam dostawac lania od taty - silna ręka
- mnie i brata raczej nie zostawiano samych, ale tez rodzice nie mieli zwyczaju łazic do kina.. teraz też nie mają
- psa nie miałam, ale sądzę ze raczej mialabym zwracac uwage na to by nie srał na chodniku. w kazdym razie psie G byly norma i zawsze musialam wdepnac
- z dotykaniem innych zwierzat ostrożnie bo "mogly ugryzc" ale jak dotknelam to nie bylo tragedii byl osiedlowy owczarkopodobny pies o imieniu Duży - dokarmialismy go my i sąsiedzi - bardzo mile go wspominam wybrał nasz blok jako miejsce skończenia żywota
- trudno myc ręce jak sie załatwiał ktos na dworzu - nie rozumiem tego zapisu
- straszono mnie taka jedną wiedźmą ale nie miałam zwyczaju usługiwac innym. no a sama wiedźma to tylko wyglądała strasznie i raczej byla nastawiona przyjaznie, lubila nas zaczepiac jak szlam z mamą ("o jaka fajna dziewczynka")
- nie wolno mi bylo palic o narkotykach nawet mowy nie bylo - nie bylo to popularne nie pozwalali też pić % , jak mielismy po kilkanascie lat to odrobinke czsem moglismy spóbowac
- balkonu nie mielismy, a ogolnie w zyciu nie wpadlabym na równie poroniony pomysl. lubilam swe kości w całości
- do szkoly w kl. 1-3 mialam 2-3km i mnie ktos z rodziny odprowadzal (po drodze przekraczalismy b.ruchliwa ulice, bez swiatel) od 4 klasy szkole mialam kilka min drogi i już sama
- brat mial lekcje pianina mnie na szczescie nie zmuszali, ale on specjalnie nie narzekal, a nawet dal koncert w lokalnym osrodku kultury. potem podrósł i oczywiscie sie mu znudzilo i pianino sprzedali
- bagaznika nie zaliczylam, az tak sie nie brudzilam
- ee ja brzydliwa jestem, bobka nie zjem i używanej gumy tez nie
- wymarzony deser dostawalismy jak ladnie zjedlismy obiad ale byłam niejadkiem wiec wiedzieli ze niewiele wskóraja jesli naprawde nie mam ochoty
- niemyte owoce zdarzały sie rzadko, poza tym jako niejadek nie cierpialam owocow
- z tatą sie lubilam bawic czy grac w coś - oczywiscie wszystko bylo dostosowane do wieku - teraz z nim czasem zagram w szachy (ogrywa mnie )
ogólnie rzecz biorąc ten tekst uwazam za przesadzony troszke, choc na pewno zdarzaly sie takie dzieci jak opisano i zgadzam sie z postem angel
PS
moj brat mial osobnych rodziców, ale mieszkalismy w tym samym bloku
Pomogła: 1 raz Wiek: 30 Dołączyła: 16 Lip 2009 Posty: 666 Skąd: Augustowskie pola
Wysłany: 2010-10-29, 13:44
Ja cały czas jeżdżę sankami za samochodem. A z bratem odkąd skończyłam 10 lat zostawałam sama na weekendy. Sąsiad co prawda nigdy mi w tyłek nie dał, ale za to wyciągał za uszy. Normalnie jakbym całe swoje dzieciństwo tu czytała.
Taka patologia, a otyłych nieznośnych bachorów jakoś się nie widywało... Podobnie jak teraz nie widać dzieciaków robiących "bazę" w krzakach, bawiących się w podchody itp... "Drabinki" sprzed domów pousuwano, bo i tak nikt z nich nie korzystał... A to co stawiają kolo szkół to żenada ze specjalnym podłożem zabezpieczającym przed skutkami upadku... Na litość boską, jak się człowiek raz spierdolił z takiej drabinki to za drugim razem uważał. Albo uważał od samego początku.
W domu zostawałam sama od 6 roku życia. Tylko do zerówki mnie odprowadzała starsza siostra kolegi z klasy, bo trzeba było przejść przez ruchliwą ulicę. Inna sprawa, ze faktycznie nie było to w mieście.
Wartości wychowawcze "wychowania" bezstresowego są żadne.
Pomogła: 5 razy Wiek: 42 Dołączyła: 14 Mar 2007 Posty: 865 Skąd: okolice Poznania
Wysłany: 2010-10-29, 18:43
Cytat:
Czasami mogliśmy jeździć w bagażniku starego fiata, zwłaszcza gdy byliśmy zbyt umorusani, by siedzieć wewnątrz.
no ja jeździłam w bagażniku, ale nie dlatego, że byłam umorusana... jako, że w rodzinie było tylko jedno autko, syrenka, w którą trzeba było zapakować 10 osób, to dwie najmłodsze - ja i kuzyn często lądowaliśmy w bagażniku...
i czytając ten artykuł stwierdzam, że właśnie taką "patologiczną" rodzinę miałam... nie narzekam z tego powodu... z łezką w oku wspominam łazikowanie po drzewach i bójki z kuzynem
Pomogła: 16 razy Dołączyła: 24 Sty 2007 Posty: 6580
Wysłany: 2010-10-29, 19:34
Nefra co sie lejesz.. toż to sama prawda
PS
dopiero niedawno mi mama powiedziala ze dopiero teraz widzi ze nie bylam taka najgorsza jak patrzy na te dzisiejsze bachory potrafilam np. ukradkiem wyjsc z domu i sie schowac.. i miec zabawe z tego jak mnie szukali podobno już jak mialam z 4-5 lat to se tak wyszlam i dopiero wujek uslyszal dobiegający z krzaczorów (nomen omen ) mój chichot
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach