Strona Główna Fahrenheit 451
rozmowy o książkach, muzyce, filmie i... wszystkim innym

FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  AlbumAlbum  Chat

Poprzedni temat «» Następny temat
Ostatnie dwadzieścia dni - opowiadanie sf (postapo)
Autor Wiadomość
lukaszmigura 
Brudnopis


Dołączył: 02 Lis 2014
Posty: 14
Wysłany: 2017-07-04, 18:25   Ostatnie dwadzieścia dni - opowiadanie sf (postapo)

Z niespokojnego snu wyrwał mnie dławiący kaszel. Z wyłupiastymi i przekrwionymi oczyma usiadłem, sięgnąłem do wewnętrznej kieszeni kurtki i wyjąłem metalowy pojemnik z zapasowymi membranami. Czarny od zanieczyszczeń filtr zastąpiłem świeżym, białym, niczym pierwszy śnieg zalegający na szczytach gór. Zaciągnąłem się.

Kiedy już uspokoiłem oddech, raz jeszcze i bardziej świadomie spojrzałem do pojemnika. Zostało mi zapasu na dwadzieścia dni. Czterysta osiemdziesiąt godzin powietrza zdatnego do oddychania. A potem koniec. Śmierć w męczarniach. Powolne duszenie się. Nawet nie chciałem wyobrażać sobie takich katuszy.

— Co robić!? — powiedziałem do siebie.

Zagubiony, nie zdając sobie sprawy z istoty decyzji, jaką miałem zaraz podjąć, przypomniała mi się opowieść poznanego kilka dni wcześniej człowieka. Był późny wieczór. Obaj usiedliśmy przy ledwie tlącym się ognisku. Płomyki z trudem wydostawały się ponad pale drewna, muskały je nieśmiało, walcząc o przetrwanie.

— Łączy nas z ogniem więcej, niż można przypuszczać — stwierdziłem.

Mężczyzna nie wiedział, co odpowiedzieć. Zaczął więc snuć smutne wspomnienie. Było to dla niego bolesne, ale w tamtej chwili chciał się tym ze mną podzielić.

— Kilkanaście lat wcześniej, w styczniu, zabrałem swoją panią w góry — zaczął. — Zima jak rzadko rozszalała się i zmusiła ludzi do stałego palenia w piecach. Ci biedniejsi, żyjący na ulicach i w pustostanach do dziś wspominają tamte czasy. Już wtedy oprócz mrozu cierpieli przez smog. Jednak kiedy chłód ustępował miejsca słońcu i zieleniejącym łąkom problem zanieczyszczonego powietrza znikał. Wtedy wszyscy żyli jak cywilizowani. Wtedy w życiu bardziej chodziło o zabawę niż o przetrwanie.

Wbiłem w niego spojrzenie. Nie wiem czy z grzeczności, czy z faktycznego zainteresowania, ale słuchałem z zapartym tchem.

— W drodze powrotnej zdecydowaliśmy się zboczyć z trasy i zahaczyć o Żywiec — kontynuował. — Wybraliśmy drogę na wschód. Mijaliśmy kolejne wzniesienia i doliny. Po kilkudziesięciu minutach dotarliśmy na przedmieścia Szczyrku. Miasteczko leżało w siodle pomiędzy dwoma górami. Powietrze ciężkie od pyłów właściwie nie nadawało się do niczego. Samochód co prawda nie miał problemów ze spalaniem paliwa, ale baliśmy się otworzyć okno — tutaj mężczyzna zawiesił głos i poprosił o coś do picia.

Podałem mu manierkę z dopiero co przefiltrowaną wodą. Zaraz potem ponowił swoją opowieść.

— Po kwadransie dotarliśmy na drugą stronę — powiedział. — I wiesz, co tam zobaczyliśmy? — zapytał.

Wzruszyłem ramionami.

— Po drugiej stronie słońce, mimo późnej pory i zimowej aury, świeciło ponad wierzchołkami i roztapiało zalegające na szczytach czapy śniegu. Smog zatrzymał się na górach — stwierdził i zaśmiał się. — Zatrzymał się, kurwa, na górach — powtórzył.

Kiedy usłyszałem tę historię, wydało mi się oczywistym, że ciężkie powietrze nie jest w stanie przenieść się ponad wierzchołkami gór. Ale nie pomyślałem, że i teraz może być podobnie. Przeszedł mnie lekki dreszcz. Ten sam, który towarzyszył mi w chwilach, w których odkrywałem coś faktycznie wartego odkrycia.


Dzień pierwszy


Szybko wygrzebałem z tobołka starą mapę. Nosiłem ją ze sobą co najmniej od dekady. Dzięki niej mogłem z łatwością lokalizować miejsca, w których są lub mogą pojawić się zbiorniki wody. Teraz jednak chciałem sprawdzić, jak daleko znajdowałem się od Tatr.

Stary papier zdążył pożółknąć, a brzegi wytarły się i zabrudziły. Jedno spojrzenie wystarczyło, by określić położenie. Znajdowałem się dziesięć, może piętnaście kilometrów na północ od Katowic. Chcąc udać się w stronę granicy musiałem po prostu iść na południe.

Trzymając mapę wiedziałem, co zrobię. Wiedziałem, że moją ostatnią szansą jest dostać się na drugą stronę Tatr. Sprawdzić, czy będę w stanie przeżyć w górskich lasach bez maski. Wiedziałem też, że nie mogę zabrać ze sobą wszystkiego. Szybko wyrzuciłem zapasowe ubrania. Zabrałem jedynie grubszą odzież, spakowałem większy pojemnik na wodę, dwie rurki życia i kilka innych drobiazgów, bez których podróż byłaby znacznie trudniejsza. Im mniej rzeczy miałem ze sobą, tym szybciej mogłem się poruszać. Musiałem pamiętać, że im bardziej zmęczony będę, tym szybciej będą zużywać się filtry powietrza.

Nie czekałem na wschód słońca. Kiedy tylko byłem gotów, wyruszyłem w drogę.

Dawniej wzdłuż ulicy nieskończenie ciągnęły się ekrany tłumiące hałas przejeżdżających samochodów. Teraz nie tylko nie było ekranów. Ludzie pokradli betonowe bloki odgradzające od siebie przeciwległe pasy.

Było ciemno. Było cicho i zimno. Wiatr huczał ponad moją głową. Kiedy schodził niżej, zdmuchiwał mi kaptur z głowy. Czułem wtedy jego siłę, zapierałem się nogami i parłem przed siebie, byle dalej. Byle do pierwszego punktu. Szedłem tak co najmniej trzy godziny. Smagany wiatrem, czasem kwaśnym deszczem, który nie wiedzieć jak przedostawał się przez grubą warstwę zanieczyszczeń wiszących ponad głową. Kiedyś takie podmuchy przegoniłyby smog. Niestety teraz tyle gówna było w powietrzu, że nawet wichura nie pomagała.

Gdzieś przed upływem czwartej godziny przywitał mnie powyginany i wiszący na jednym słupku napis: Katowice. Zaraz za nim zobaczyłem to samo miasto, które stało tam od kilkudziesięciu lat. Porzuconą metropolię, pachnącą samotnością, tęskniącą za ludźmi, którzy uciekli po największej tragedii w historii. Większej od wszystkich wojen czy prób nuklearnych. Co gorsza, tragedii, jaką sami sobie zgotowaliśmy.

Byłem wyczerpany. Ledwo dotarłem do ronda. Ukryłem się w przejściu pod czymś co kiedyś zwano Okiem Miasta. Trzymałem się blisko ziemi, tam czasem dało się zaczerpnąć powietrza bez maski na twarzy. Odkręciłem kanister z wodą, wsunąłem w niego rurkę filtrującą wodę i pociągnąłem kilka łyków. Zaraz potem szybko zakręciłem pojemnik i schowałem do torby.

Nie chciałem tracić zbyt dużo czasu, podniosłem się, zrobiłem kilka kroków i ... upadłem. Czułem drżenie mięśni. Wiedziałem, że to nie kwestia niedożywienia. Dwa dni wcześniej upolowałem szczura. Moje nogi trzęsły się przez brak tlenu w organizmie. Usiadłem i czekałem.

Reszta historii tutaj: http://lukaszmigura.com/o...wadziescia-dni/
_________________
Swoje teksty publikuję na lukaszmigura.com.
 
 
Xys
Wierszokleta

Pomógł: 1 raz
Dołączył: 04 Wrz 2009
Posty: 578
Skąd: Superbia
Wysłany: 2017-07-04, 22:40   

... mozna komentowac? a aaaa i jak duzy masz dystans ? byles kiedys w szczyrku, przypuszczalnie tak, co tam jest przedmiesciem:D :D :D ... poza tym skad dokad podrozowales, zeby zbaczajac do Zywca /na wschod/ walic samochodem przez przelecz Salmopolska i Szczyrk. Nawet jak wracam z Kubalonki /mimo iz to km najkrotsza droga/ tego nie robie, jak sobie pomysle ze mam jechac tym pasiąkami .... co to za szczyty okalaja Zywiec, ze az smog zatrzymuja .... :D :D stop ... stop .... bez wzgledu na wszystko baw sie tym dalej :-)) )
 
 
ene 
Znikopis
eee.. ne!


Pomogła: 16 razy
Dołączyła: 24 Sty 2007
Posty: 6580
Wysłany: 2017-07-05, 05:52   

Xys przeciez to fikcja :p jak chcesz dokładny i realny opis geograficzny trzeba sięgnąć do innej literatury ;-)

opowiadania nawet spory kawal przeczytalam ale musze isc do pracy ;-) powiem że nie spotkalam sie jeszcze zeby budzić sie z wyłupiastymi oczami, zabrzmiało jakby to był stan po przebudzeniu, a potem juz nie, ale ogółem spoko :D
_________________
...
 
 
lukaszmigura 
Brudnopis


Dołączył: 02 Lis 2014
Posty: 14
Wysłany: 2017-07-05, 07:13   

dystans mam chyba całkiem spory :) faktycznie niektóre opisy okolic Żywca mogą nie oddawać realnie tamtych okolic
_________________
Swoje teksty publikuję na lukaszmigura.com.
 
 
Xys
Wierszokleta

Pomógł: 1 raz
Dołączył: 04 Wrz 2009
Posty: 578
Skąd: Superbia
Wysłany: 2017-07-06, 22:18   

... skoro masz dystans ... nim polece syntetycznie z koksem oczywistosci:
* latwo jest sie wymadrzac, krytykowac, doradzac, wytykac bledy, przytaczac cytaty innych etc etc etc niz samemu chociaz ubic jakas w miare sensowna piane,
nie mowiac o czyms wiecej. najrozsadniej wiec zrobisz, jak zlekcewarzysz tych zyczliwych w tym mnie, wdrazajac w zycie, ze pozwole sobie zacytowac:

"Każdy może, prawda, krytykować, a mam wrażenie, że dopuszczenie do krytyki, panie, tu nikomu tak nie podoba się. Tak więc z punktu, mając na uwadze,
że ewentualna krytyka może być, tak musimy zrobić, żeby tej krytyki nie było, tylko aplauz i zaakceptowanie tych naszych, prawda, punktów,
które stworzymy."

* nie jest latwo napisac dobre opowiadanie ... /nie do konca chyba poprawnie lingwistycznie ale wiadomo o co chodzi/

* ene oczywiscie ze fikcja, ale fikcja fikcja, a jak juz umieszczasz akcje w realnych musisz trzymac sie faktow. Jednak robienie tego typu bledow jest dosyc czeste,
nawet wsrod profesjonalnych pisarzy, ktorzy maj za soba korektowow etc jak np. liczne bledy Mroza
w opisach widokow tatrzanskich w Forscie, czy ostatnio przeze umeczonej jednej pozcyji, gdzie koles wymadrzal sie wiedza od kafki po heraklita i w koncu pomylil Fantyne z Kozeta z Nedznikow Hugo ...

* stawiam jestes ze Slaska :-)) ))) Murcki ... kto z PL wie co to q jest :D moglbys byc ew. z Zaglebia, ale wowczas bylbys w opowiadaniu 15km od Sosnowca ... no moze od Dabrowy.


... teraz syntetycznie:

- przeczytawszy Twoje opowiadanie bardziej sie czulem, jakbym czytal cos w rodzaju konspektu, luznych pomyslow, ktore dopiero chcesz wszyc w opowiadanie,
a nie finalny efekt;

- nie wiem za bardzo jakie Story chciales opowiedziec, czy o przetrwaniu, czy przekazac kulminacyjna akcje, w ktorej glowny bohater rozwala gosci
i odchodzi w sina dal niczym Bruce Willis w 'Last Man Standing' i jak sobie wyobrazam z mina Bruce'a ...

- unikaj bledow logicznych, ktorych masz tam troche np. po cholere dymasz w tatry aby probowac zyc wysoko w lesie aby byc moze zyc bez maski
/tu jednak raczej kolejny blad logiczny, raczej nie ma szans/ jak w sumie to samo i to znacznie wiekszej powierzchni masz w okolicach Zywca np. pomiedzy pilskiem a babia tzn . granica lasu
o ile pamietam to ok 1500m npn pozniej jest koso, widac to dosc dobrze na Pilsku, ktore ma nieco ponad 1500 i juz koso na kopcach.
Chyba ze zrobisz sobie jakies gniazdo w kosowce, albo ulokujesze w ktorejs z ponad 2 tys jaskin jakie po tatrach sa porozsiewane,
nawet jakbys nie natrafil tam na chciwych goroli ... to z czego tam zyc?
Polowac na kozice /ich populacja na dzis to jakies kilkaset sztuk o ile pamietam w calych tatrach? daleko na tym raczej nie zajechac ...
takie rzeczy ... :-) pozdro
 
 
Nefra
Znikopis


Pomógł: 16 razy
Dołączył: 23 Lis 2006
Posty: 10914
Skąd: z Matrixa
Wysłany: 2017-08-04, 01:33   Re: Ostatnie dwadzieścia dni - opowiadanie sf (postapo)

lukaszmigura napisał/a:

Zagubiony, nie zdając sobie sprawy z istoty decyzji, jaką miałem zaraz podjąć, przypomniała mi się opowieść poznanego kilka dni wcześniej człowieka.

Zagubiony /pomijam ten mało zrozumiały tekst/, przypomniałem sobie opowieść poznanego kilka dni wcześniej człowieka.
Lub:
Byłem przestraszony i zagubiony. Może dlatego przypomniała mi się opowieść niedawno spotkanego człowieka

I tak przerób ciąg dalszy.

Krócej i prościej. To moja rada. Język polski nie znosi makaronizmów i wyszukanych przekazów myślowych. Polscy czytelnicy tym bardziej. Ale potencjał masz i pomysły też. Popracuj nad warsztatem. ;)
_________________
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Link do Shoutbox

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group