Pomogła: 6 razy Wiek: 37 Dołączyła: 09 Sie 2006 Posty: 3959
Wysłany: 2007-11-07, 16:26 Lynch David- W pogoni za wielką rybą
Tytułem wstępu:
Nie oceniam biografii... nie oceniam myśli, marzeń, pragnień czy dokonań drugiego człowieka, które są tam zawarte.
Biografie zwykle traktuję jak coś, co może ( ale nie musi) stanowić klucz do czyjejś osoby, sprawić, że stanie się nam ona bliższa. Natomiast autobiografia jest w tym wszystkim czymś szczególnym. Jest pisana o sobie i przez siebie. Wchodzi w bardziej osobisty, intymny kontakt z czytającym niż cokolwiek innego. Wydaje mi się, ze do napisania czegoś takiego potrzeba trochę odwagi i poczucia, że nasze dokonania, są na tyle wartościowe, by je przedstawić, że warto o nich napisać, z jakiegoś powodu...Takie dzielenie się sobą, ale inne niż np. poprzez powieść, film, czy rzeźbę, w których- podobno- artysta również ukazuje coś , kawałek siebie....
„W pogoni za wielką rybą” to dla mnie jest pewnego rodzaju autobiografia. David Lynch, znany wielu jako świetny reżyser mrocznych filmów przedstawia nam siebie...
Pisze o transcendentalnej medytacji, o malarskich próbach, o powstaniu pierwszego filmu...o tym, jak traktuje filmy, swoje i w ogóle, jak powstają jego pomysły, o roli przypadku, aktorach, muzyce, daje rady dla przyszłych filmowców... coś niecoś o sobie, bezpośrednio i poprzez opisywane działania, dokonania...
...Wszystko to w postaci subiektywnych, osobistych refleksji, kilku- kilkunastuzdaniowych, które wbrew pozornemu chaosowi, są ułożone w pewną chronologię.... Dość specyficzne, bardzo czytelne jest też rozmieszczenie tekstu na poszczególnych stronach.
Fragmenty ze strony empik.com:
Cytat:
T E R A P I A
Raz byłem u psychiatry. Robiłem coś, co stawało się w moim życiu regułą, i pomyślałem: No cóż, powinienem pogadać z psychiatrą. Kiedy wszedłem do gabinetu, zadałem mu pytanie: „Myśli pan, że terapia mogłaby w jakiś sposób upośledzić moje moce twórcze?” A on na to: „Cóż, muszę być z panem szczery: owszem, mogłaby”. Uścisnąłem mu dłoń i wyszedłem.
S N Y
Uwielbiam logikę snów; po prostu lubię, jak się rozwijają. Prawie nigdy jednak nie czerpię z nich pomysłów. Więcej dostarcza mi ich muzyka i zwykłe spacery. W przypadku Blue Velvet potwornie męczyłem się przy pisaniu scenariusza. Napisałem cztery różne wersje. Miałem pewne problemy z zakończeniem. Pewnego razu siedziałem w jakimś biurze, czekając na spotkanie. I kiedy tak czekałem, poprosiłem sekretarkę o kartkę, bo nagle przypomniałem sobie, co mi się przyśniło minionej nocy. I tyle. Trzy drobne elementy rozwiązały moje problemy. Coś takiego zdarzyło się tylko raz.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach