W ramach ostrzeżenia - to poniżej to takie wrażenia po przeczytaniu "Gnoju" - mogą, a właściwie zawierają spoilery. Rzecz jest moją pracą na Poetykę.
Wielka ucieczka – o “Gnoju” Kuczoka estetyzująco
Wojciech Kuczok swą debiutancką powieść „Gnój” opublikował w roku 2003 i natychmiast stała się sporym wydarzeniem literackim. Nagrodzona Nike oraz Paszportem Polityki - nie tylko przez wzgląd na tematykę, ale również niebanalny styl autora – była komentowana w różnych mediach, a także doczekała się niejednej recenzji na forach internetowych.
Dzieciństwo zazwyczaj przedstawiane jest jako sielanka – wycieczka z dziadkiem nad rzekę, mama krzątająca się w kuchni, zapach ciasta upieczonego przez babcię. Pierwsze wspomnienie bezimiennego bohatera „Gnoju” to lanie spuszczone przez przebranego za świętego Mikołaja ojca. A im dalej, tym mniej dzieciństwo małego K. przypomina wspomnieniowe prologi tyluż na poły biograficznych powieści z jakimi niejedno z nas się spotkało. Ale tego możemy się spodziewać – wszak podtytuł powieści to antybiografia.
Powieść to pozornie niepowiązane ze sobą epizody - ale czyż tak właśnie nie wyglądają najwcześniejsze wspomnienia? Bohater opisuje je niekoniecznie chronologicznie, na zasadzie dowolnych skojarzeń i sporych przeskoków tematyczno-czasowych. Styl - pomieszanie dziecinnej dosłowności z dorosłą goryczą - ukazuje nam bohatera patrzącego na wydarzenia z boku - a więc - czyżby dorosłego wspominającego dzieciństwo? Ale właśnie - czy dorosłego w normalnym tego słowa rozumieniu? Z jednej strony bohater niewątpliwie jest pełnoletni, a z drugiej dziecinny i zaangażowany w wydarzenia. Tkwi w ich centrum, ale patrzy na nie z boku. Długie zdania z zaburzoną interpunkcją tworzą wizję gorącego monologu - Kuczok stosuje interpunkcję deklamacyjną a nie składniową, zarówno w narracji jak i dialogach. Liczne nawiasowe wtrącenia cytatów niejako sankcjonują wnioski i prawdziwość relacji bohatera.
Istotne jest też z konsekwencją stosowane słownictwo. To zawsze jest ten dom. Nie mój, nie ich. TEN. Bezosobowy, niejako nikomu nieprzynależny - to prędzej kolejne pokolenia K. i Spodniaków przynależą do niego. Najpiękniejszy sen - już dorosłego – bohatera i niejako finał powieści nie dotyczy śmierci samego starego K., ale przede wszystkim zburzenia tego domu. Widać także ewolucję poglądów narratora w tym względzie. Jako dziecko śnił co noc mordowaniu ojca – ale właśnie – czy ojca? Nie „ojca”. Starego K. Dorosły jakby zrozumiał, że to nie w jednostkach tkwi problem. Że póki ten dom stoi, póty nic się nie zmieni.
Wielokrotnie można odnieść wrażenie, że słownictwo, w szczególności epitety stosowane przez bohatera to nie jego słowa, ale (w przeważającej większości) słowa członków rodziny K., matki, dzieciaków ze szkoły, chacharów ze Sztajnki.
Powtórzenia, często dłuższych fragmentów tekstu (jak na przykład opisu Sztajnki, czyli ulicy Cmentarnej „ulicy zamieszkiwanej wyłącznie przez byłych, obecnych lub przyszłych grabarzy i ich rodziny, ulicy alkoholików, nędzarzy i przestępców, którzy kopulowali tym owocniej, rozmnażali się tym zacieklej, im większą biedę przyszło im klepać, im więcej w nich wstępowało beznadziei”) podkreślają niezdolność bohatera do ucieczki, po raz kolejny przedstawiają nam jego przywiązanie do tego domu oraz służą narratorowi do powrócenia do jakiegoś epizodu lub momentu akcji. Budują chorą, obsesyjną atmosferę, z objęć której mały K. nie może się wydostać – niczym bohaterowie Koji popadający w coraz większy obłęd. Proza Kuczoka nie porusza aż tak, ale z drugiej strony dotyczy innego aspektu. Mimo iż jest to w oczywisty sposób proza psychologiczna nie skupia się na samym bohaterze, ale na jego interakcjach z otoczeniem, a wręcz na tym, jak otoczenie wpływa na niego.
I nie idzie tu tylko o Starego K. – choć jego w szczególności - wszak rodzina K. nie tkwi w pustce. Tuż pod nimi mieszkają "praktykujący tradycję alkoholizmu ksobnego" Spodniakowie, w niedalekim sąsiedztwie mieści się ulica Cmentarna „ulica alkoholików, nędzarzy i przestępców, kopulujących tym owocniej, rozmnażających się tym zacieklej, im większą biedę przyszło im klepać, im więcej w nich wstępowało beznadziei.” A młody Spodniak wraz z konkubiną wiedzie żywot podobny do życia ojca. Czyż to kolejna sugestia, że nie da się wyrwać?
Dzieli swą opowieść autor na trzy części - mamy "przedtem" "wtedy" i "potem", ale brak "teraz". W czasie teraźniejszym pisany jest tylko ostatni akapit – z – tak wiele interpretacji otwierającym zakończeniem: „Byłem. Już mnie nie ma." Czyżby jedyna droga ucieczki - a i tak niepełnej - z tego domu była - nie: ostateczna, nie: fizyczna, ale psychiczna - śmierć? Bohater nie jest wstanie uciec przed koszmarem dzieciństwa; zanim mu się to udaje "zdążył stracić mowę"… Upodabnia się do przedstawionych wcześniej mężczyzn z rodziny K. Do ojca starego K., do Gucia, do brata starego K.
Wspomniana jest w tekście historia wujka Lolka - pracującego w zakładzie psychiatrycznym i piszącego powieść będącą historią z czasów wojny opisaną z perspektywy i słowami wariata. A czy "Gnój" nie jest historią maltretowanego dziecka opowiadaną przez to dziecko właśnie? My jednak jesteśmy w bardziej komfortowej sytuacji niż niedoszły wydawca powieści wujka Lolka. On książki nie zrozumiał. Nam jakoś się to udaje, mimo iż – na szczęście – również w większości nie mamy wspomnień do opowieści małego K. analogicznych.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach