"Czy Ziemia powstała tylko po to, by pielęgnować ludzką samotność?"
Sumire ma dwadzieścia dwa lata i twierdzi, że nigdy tak naprawdę się nie zakochała. Ale na każdego przychodzi kiedyś czas. Na pewnym weselu dopada ją uczucie bardzo silne i gwałtowne. Poznaje tam osobę, o siedemnaście lat od siebie starszą, dla której rzuca to, czemu do tej pory oddawała całą siebie - pisarstwo. Osoba ta ma na imię Miu i jest dojrzałą, ustawioną w życiu kobietą.
Historię Sumire widzimy oczami młodego nauczyciela, najlepszego przyjaciela dziewczyny, który jednocześnie jest w niej zakochany.
Początkowo opis ten uznać można za wstęp do jakiejś pokręconej love story - nic bardziej mylnego.
Sumire zostaje osobistą sekretarką Miu, po czym razem w interesach opuszczają Japonię, udając się do Europy. Trafiają w końcu na małą, grecką wyspę, gdzie zatrzymują się na krótki odpoczynek.
Pewnej nocy narratora (którego imienia nawet nie znamy) ze snu wyrywa dźwięk telefonu. Zaspany podnosi słuchawkę, a po krótkiej rozmowie pakuje walizki i wyrusza do Grecji, bo "Sumire rozwiała się jak dym...".
Teraz brzmi to, jak wstęp do kryminału. To jest jeszcze bardziej mylne. O ile wcześniej książka twardo stąpała po ziemi, tak tu zaczyna się nieco od niej odrywać...
Z jednej strony "Sputnik Sweetheart" jest po opowieść o samotności. O marzeniach. O poznawaniu samego siebie. Murakami często zasypuje nas pewnymi, można nazwać, 'filozoficznymi' konkluzjami na te tematy. Wszystko wydaje się być podane czytelnikowi na tacy.
Z drugiej znów strony w książce pojawiają się wydarzenia, które pozostają tajemnicze. Nie do końca wiadomo, co się tak naprawdę stało. Autor postawia tu chyba miejsce na własną interpretację. No właśnie... kilkadziesiąt ostatnich stron przeczytałam już dwa razy i nadal nie jestem pewna, czy rozumiem. I to z jednej strony mi się podoba, z drugiej znowu pozostawiło jakiś dziwny niedosyt, bo początek przygotował na coś zupełnie innego.
W czasie czytania początku miałam wrażenie, że Murakami sam nie do końca wiedział, co chce przekazać i plącze się w zeznaniach. Opowiada nie po kolei, co na mnie sprawiło wrażenie, jakby co chwilę mu sie przypominało, że coś jeszcze miał napisać i wcisnął to gdzie popadło. Ale to tylko na początku, potem już jest w porządku. Podobał mi się język, choć podeszłam scepytcznie, bo to tłumaczenie z tłumaczenia (japoński -> angielski -> polski).
Nie oceniam, bo nie jestem w stanie, mam mieszane uczucia. Ale generalnie - na pewno warto po nią sięgnąć, czyta się szybko, wciąga, jednocześnie dając do myślenia.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach