Strona Główna Fahrenheit 451
rozmowy o książkach, muzyce, filmie i... wszystkim innym

FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  AlbumAlbum  Chat

Poprzedni temat «» Następny temat
Parnicki Teodor: "Koniec Zgody Narodów"
Autor Wiadomość
Jelsky 
Bajarz
syn marnotrawny


Pomógł: 1 raz
Wiek: 40
Dołączył: 12 Mar 2007
Posty: 1290
Skąd: W-wa
Wysłany: 2009-01-23, 22:14   Parnicki Teodor: "Koniec Zgody Narodów"

W czasie każdej dotychczasowej lektury "Końca Zgody Narodów" zawsze zadawałem sobie pytanie na czym polega fenomen tej powieści i jej autora. Pamiętam jaką walkę z niechęcią przeżywałem, kiedy czytałem "Koniec Zgody Narodów" po raz pierwszy. W porównaniu z poprzednimi powieściami, ta wydawała mi się bezładna, nieatrakcyjna i przede wszystkim trudna w odbiorze. Teraz, po trzecim podejściu do tej książki, myślę, że ci którzy z powyższych powodów szybko z tej powieści zrezygnują – stracą wszystko. Parnicki to pisarz, którego przede wszystkim trzeba się nauczyć czytać, na nowo pojąć reguły rozumienia tekstu – tutaj wszystko jest inne, inna jest przyjemność lektury, inne są wymagania. "Koniec Zgody Narodów" jest tego pierwszą lekcją.

Na historii, aż tak dobrze się nie znam, żeby być tutaj kimś kompetentnym, ale myślę że nie skłamię jeśli stwierdzę: okres, w którym Parnicki osadził fabułę swojej powieści, jest jednym z bardziej zaciemnionych etapów historii późno hellenistycznej. Oczywiście o Greckim królestwie Baktrii (gdzie dzieje się akcja tej powieści) niektóre podręczniki akademickie wam powiedzą, i o władcach, którzy tam panowali też pewnie coś niecoś będziecie wiedzieć. Tyle że będą to suche fakty, pozbawione prawdziwej istoty tego, czym było to egzotyczne państwo niemal na krańcu ówczesnego świata. Kultura, religia, mentalność są dla historyków niemal nie do odtworzenia. Tymczasem nawet jeśli "Koniec Zgody Narodów" to tylko fikcja, jej iluzja jest nie do odparcia. Czas tej powieści to rok 179 p.n.e. i rządy Demetriosa I Eutydemidy, który śladami Aleksandra Wielkiego prowadzi ekspansję terenów Bliskiego Wschodu i Azji Mniejszej. Nie on jednak gra w tej powieści główną rolę. Najważniejszą postacią jest Heliodor, szef tajnego wywiadu baktryjskiego królestwa – najbardziej zaufany człowiek dynastii Eutydemidów (na marginesie, absolutnie fikcyjna postać, ale jak to jest z wszystkimi tajniakami – historia niekoniecznie musi zdawać sobie sprawę z ich istnienia). Zupełnie nieoczekiwanie zostaje on jednym z podejrzanych w sprawie zamachu na Etydemosa II – syna Demetriosa I i jednocześnie tymczasowego władcy Baktry pod nieobecność ojca. Pomimo podejrzeń rzuconych na Heliodora, on sam udaje się na pogranicze królestwa w celu zorganizowania zbrojnego oporu przeciwko plemionom masageckim, które opanowały ujście rzeki Oksos. Podróż do celu (jak i akcja niemal całej powieści) odbywa się na pokładzie „Meandrii”, królewskiego okrętu zwanego też „Zgodą Narodów Serca Azji”. Nieoczekiwanie na jego pokładzie pojawiają się m.in.: Antymachos – przebóstwiony król Margiany (i jednocześnie brat Demetriosa I), Agatokles – najmłodszy syn głowy dynastii i Leptynes – rzekomy syn słynnego rzeźbiarza Orestesa, uznany przez wszystkich członków załogi za szpiega i poddany wielodniowemu przesłuchaniu. W jego trakcie, nieoczekiwanie dla samego Heliodora, królewskie zlecenie z którym udaje się na pogranicze, przestaje być ważne. Niemożność udowodnienia Leptynesowi kłamstwa i uświadomienie sobie, jak wiele jeszcze dynastia kryje przed nim, szefem wywiadu, tajemnic – sprowadza go do bezwolnej marionetki, poruszanej niewidzialnymi siłami. Heliodor z wolna traci kontrolę nad sobą i swoją misją. Powoli traci też zaufanie innych do samego siebie. Pod zarzutami organizowania buntu przeciwko dynastii, zostaje aresztowany.

Być może napisałem przed chwilą zbyt wiele. Być może też zepsuję komuś przyjemność odkrywania tej powieści, ale ostatecznie – najważniejszego nie zdradziłem. Bo duża część tej powieści to tajemnica do odkrycia, także dlatego że powieść ma kryminalny suspens, a zagadki zawsze są jego nieodłącznym atrybutem. Kto więc dokonał zamachu na Etydemosa, kim jest naprawdę Leptynes i jaką tajemnicę ze swojej przeszłości kryje Heliodor – to tylko niektóre zagadki czekające na rozwiązanie. Rekwizyty typowe dla kryminału: śledztwa, zeznania, podsłuchy (sic!) i tajniacy, dodają tej powieści wyjątkowego posmaku, o którym trudno potem zapomnieć. Motywy szpiegowsko-sensacyjne będą się zresztą pojawiać w dalszej twórczości Parnickiego. To jedna z cech twórczości tego autora, chociaż absolutnie nie przesądzająca o atrakcyjności tej prozy.

"Koniec Zgody Narodów" to także swojego rodzaju traktat o kulturze, filozofii i religii tamtego okresu. Stoi za tym ogromna erudycja i niezwykły kunszt autora w oddaniu duchowej atmosfery tamtego czasu. Być może było to jedno z najtrudniejszych zadań, jakie postawił sobie Parnicki przy pisaniu tej powieści. Tak jak pisałem powyżej: historyczne przesłanki są tutaj bardzo mgliste. Na ogół głosi się, że Grecy najprawdopodobniej narzucili podbitym państwom swoją religijną i kulturową hegemonię. Tymczasem "Koniec Zgody Narodów" przedstawia nam zupełnie inny obraz: Grecji, która obyczajowo powoli więdnie, podlewana deszczem kultury irańsko-indyjskiej. Zgoda Narodów Serca Azji, jako polityczne hasło Eutydemidów, mające służyć ekonomicznej i militarnej potędze Baktry, doprowadza do jej porażki na płaszczyźnie kulturowej. Jednak co dla jednych jest przegraną, dla innych będzie zwycięstwem. Jedynym wygranym tych czasów wydaje się być mieszaniec: kulturowo-plemienny. Tylko on może w tych czasach być sobą, będąc jednocześnie: Grekiem, Żydem, Sogdyjczykiem czy Indem. Historia to w dużej mierze starcie nie oręża, ale światopoglądu – więc nadzieją dla niej jest republika społeczeństwa uniwersalnego, żyjącego ponad podziałami rasowymi i kulturowymi. Powieść stanowi jedną wielką mozaikę poglądów religijnych, literackich i obyczajowych tamtych czasów. To właśnie przesłuchanie Leptynesa z czasem przeradza się w taką filozoficzną dysputę na tematy wyżej wymienione. Obraz epoki oddaje więc Parnicki nie za pomocą rekwizytu, ale przy użyciu idei. Obraz ten przede wszystkim jest trwalszy, bo każda idea zawsze jest niezniszczalna – nawet choćby była bardzo stara i wyświechtana. Pewne prawidła ludzkiej natury jednak się nie zmieniają, pomimo upływu czasu. Bez przerwy czujemy i myślimy tak samo – nigdy jednak nie umiemy wyciągać z tego wniosków.

Biorąc tę książkę do ręki po raz pierwszy nie przypuszczałem, że to będzie tak odmienna od Srebrnych orłów powieść. Stylistycznie, problematycznie i gatunkowo to wielki skok w prozie Parnickiego. Różnice praktycznie są wszędzie. Wobec nich nie trudno zniechęcić się do tej książki, już po kilku/ kilkunastu pierwszych stronach – dla wielu często ten początek będzie końcem. Dla niecierpliwych i niepokornych. Dla tych, którzy dotrwają do właściwego końca, pojęcie „czytelnik” będzie miało już głębsze znaczenie. Parnicki zasiadając do pracy nad tekstem tej powieści poeksperymentował trochę z naszą rodzimą prozodią. Tworząc często coś na kształt strumienia świadomości swoich bohaterów, buduje językowy labirynt w którym łatwo się zgubić. Ten labirynt racjonalnej, często dedukcyjnej myśli, oddany jest w "Końcu Zgody Narodów" w szczególny sposób – za pomocą wielopoziomowej , niełatwej w przyswojeniu składni. Myślenie to proces skomplikowany, trudny do sprecyzowania za pomocą prostych reguł – autorowi zależało aby oddać ten proces jak najbardziej adekwatnie do możliwości literatury (i wytrzymałości czytelników). Wszystko to sprawia, że Parnicki jest niezwykle wymagającym pisarzem. "Koniec Zgody Narodów" nie jest już zwykłą powieścią historyczną. Jest to dzieło z gruntu awangardowe, z wszystkimi tego konsekwencjami, ale w historii osadzone jest głęboko, jeśli nie najgłębiej z pośród wszystkich powieści autora "Srebrnych orłów".

Mam nadzieję, że ktoś kiedyś sięgnie po tą książkę zachęcony moją niby-recenzją. To właściwie nawet nie może być recenzja. Takowa zawsze musi być obiektywna a ja, jeśli chodzi o Parnickiego, siłą rzeczy dawno przestałem być obiektywny. Wierzę mu na ślepo i winię tylko siebie, jeśli nie mogę go czasem zrozumieć. Uznaję, że do pewnych lektur trzeba dojrzeć, że są pewne niepodważalne autorytety w literaturze – jeśli z nich rezygnujemy – to na własne życzenie zawsze się pozbawiamy czegoś bardzo wartościowego. Do "Końca Zgody Narodów" wracam nie tylko po to, aby odnowić wspomnienie o nim, ale wracam też do tej powieści, dlatego żeby zrozumieć ją jeszcze bardziej. To droga bez końca, ale warto na nią wejść.
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Link do Shoutbox

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group