Strona Główna Fahrenheit 451
rozmowy o książkach, muzyce, filmie i... wszystkim innym

FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  AlbumAlbum  Chat

Poprzedni temat «» Następny temat
Ja47
Autor Wiadomość
Sharin 
Wierszokleta
Kosmogonik


Wiek: 40
Dołączył: 16 Lis 2008
Posty: 450
Skąd: Wrocław
Wysłany: 2009-02-24, 23:02   Ja47

- Raz, raz... raz, dwa... Próba mikrofonu, powtarzam... Próba mikrofonu...

***

Sufit. Białe, pobrużdżone niebo występujące w każdym domu.
- Czy ktoś może mi wytłumaczyć, dlaczego widzę biały sufit? - Chłopiec nie otrzymał odpowiedzi. Zamrugał. Zmarszczył brwi. Był coraz bardziej zaskoczony. – O ile sobie dobrze przypominam, to nie miałem w pokoju takiego białego paskudztwa.
Nie wiedział, co zrobić, więc zawołał:
- Maamoo... Maammmoooo...!
Cisza.
- Hej! Co się dzieje? Gdzie jesteś?! – wykrzyknął kilkanaście sekund później. Nie doczekawszy się i tym razem żadnej reakcji ze strony rodziców, zaczął rozmyślać. Wspomnienia zawsze działały kojąco. Zanurzony w wirtualnym świecie przeszłości szukał schronienia, czekał, czekał... Brak jakichkolwiek odgłosów przyprawiał go o gęsią skórkę. Bał się.
- Strach ma tylko wielkie oczy, strach ma tylko wielkie oczy, strach ma tylko wielkie oczy, a ja jestem dzielnym mężczyzną, który z pewnością poradzi sobie z potworami, prawda? Prawda? Co z tego, że nikt mnie nie słyszy? Kiedyś musiało to nastąpić. Kiedyś musiałem dorosnąć. Czy dzieje się to teraz? Przecież nigdy nie mogłem narzekać na brak zainteresowania ze strony rodziców – analizował dalej. – Pamiętam, jak mama przybiegała na każde moje wezwanie. Stawała nad łóżeczkiem przykrytym niebieskogwiaździstą kołderką, spoglądała z zatroskaną miną, a następnie (pochylona) składała pocałunek tuż obok mojego uszka. Czy może być coś bardziej słodkiego niż całus osoby, która nas kocha? Zalewającą mnie wtedy falę gorąca zawsze kojarzyłem z pyszną, mleczną czekoladą. Słodką, aromatyczną. Czułem, że mógłbym ją sączyć w nieskończoność. I tak było... Nie muszę się bać, prawda? Prawda?! Gdzie jesteś, mamo?! Proszę... odpowiedz!!!
Pomieszczenie, w którym się znajdował, przypominało salę szpitalną. Sterylny, hermetycznie odizolowany od świata pokój dla ludzi spod znaku wariata. Jedynym meblem było metalowe łóżko wydające przy każdym poruszeniu przeciągły zgrzyt. Do pomieszczenia nie dochodził żaden dźwięk z zewnątrz, cisza była niczym glutowata, rozciągająca się we wszystkich wymiarach maź. Dodatkowo skłębiona wokół łóżka atmosfera senności sprawiała, iż rzeczywistość stopniowo zaczynała odkształcać się i przybierać cechy charakterystyczne dla świata widzianego w krzywym zwierciadle.
Patrycja i Patrycjusz, zaczął snuć wspomnienia chłopiec. Mama i tata. Jedenaste urodziny. Tak, to właśnie wtedy odkryłem, że kocham swoich rodziców. Podejrzewałem istnienie tego uczucia dużo wcześniej, ale pewności nabrałem dopiero wtedy, jak tata przywdział kostium klowna z wielkim, czerwonym nochalem. Ach... cóż to była za niespodzianka! Siedziałem z mamą w ogrodzie, śmiejąc się, objadając zarumienionymi piernikami oraz popijając kakao. Nagle na trawnik wbiegła brzuchata postać niosąca kolorowe pudła z prezentami. Z jej rękawa wylatywały kwiaty, serpentyny, balony, a uśmiech miała jasno sprecyzowany, dostrojony do moich odbiorników. Kolorowo odziany przybysz oprócz rozmaitych gadżetów miał ze sobą sto dziesięć pomysłów na dobrą zabawę. Nie, nie zawiodłem się na swoich jedenastych urodzinach...
- Taaattttooo! – Po raz kolejny odpowiedziała mu cisza. – Tato, dlaczego nie przychodzicie? Czy coś się stało?! Taaatooo?! Tattooo, idę do was!
Chłopiec spróbował leciutko przechylić głowę.
- Auć! – zapiszczał.
Odczekał chwilę i podjął kolejną próbę. Choć i tym razem poczuł ukłucie bólu, było ono na tyle słabe, że zdołał przekręcić głowę o dobre kilka milimetrów. Zamrugał i zamarł. Dopiero po chwili uzmysłowił sobie, na co patrzy.
- Znowu sufit – wychrypiał zdziwiony lecz natychmiast poprawił. – Nie... Nie sufit. Ściana.
Tyle, że to nie moja ściana, pomyślał.
Nagle usłyszał dziwny, powtarzający się sekunda po sekundzie dźwięk: ping, ping, ping... Chłopiec poczuł, jak ultrawibrujące macki wwiercają się do jego umysłu, siejąc strach i dezorientację. Jednocześnie zdawał sobie niejasno sprawę, że to jeszcze nie koniec. Wewnątrz głowy rozbrzmiał spokojny, melodyjny głos:
„Gdy miałeś dziesięć lat rodzice pomalowali ci pokój. Zawsze byłeś wielkim fanem Supermana, więc nie zdziwiłeś się, kiedy wróciwszy ze szkoły, zauważyłeś na ścianach wielkie litery S, symbol SuperKulodoporności. Od tamtej pory niczego się nie lękałeś. Oczywiście nadal, gdy zasypiałeś, przy łóżku pojawiali się kochający rodzice, ale już nie całowali. Czy widział ktoś mamę całującą Supermana?”.
Tak, pamiętam. To zdecydowanie nie jest moja twierdza – zawyrokował, otrząsnąwszy się z niespodziewanego letargu.
Czuł nadchodzący ból. Wiedział, że w końcu do niego dotrze. Impulsy napływające do mózgu jednoznacznie informowały, że za chwilę zacznie odczuwać nieprzyjemne mrowienie, stopniowo rozchodzące się po całym ciele. Ponownie w umyśle zabrzmiał metaliczny komunikat:
„Raz. Uwaga: zbyt długie przebywanie w jednej pozycji może doprowadzić do zesztywnienia kończyn pseudobiologicznego organizmu. Zalecane rozruszanie części składowych ciała ludzkiego. Powtarzam: zbyt długie przebywanie w jednej pozycji może doprowadzić do zesztywnienia kończyn pseudo biologicznego orgaaaniizzmuuu...”.
Chyba za dużo leżę, zaczynam mieć omamy słuchowe, pomyślał, po czym spróbował wstać z łóżka. W tym momencie po raz kolejny przez jego nerwy przetoczył się dziwny potok słów: „Łóżko to obszar magiczny... szepty, krzyk i śmiech... tu jest miejsce na szczęście... tu jest miejsce na grzech...”.
Zemdlał.

***

Ciekawe, ile spałem, dumał chłopiec, rozpoczynając mozolny proces podnoszenia ciała z łóżka. Mimo, że wciąż nie w pełni sprawny, organizm nie był już tak ociężały jak poprzednio.
Wpatrując się intensywnie w lewą nogę, spróbował poruszyć palcami. Sądził, że misja od razu zakończy się pełnym sukcesem, ale bardzo szybko został wyprowadzony z błędu. Poczuł mocne ukłucie w okolicach kostki i natychmiast zaprzestał wszelkich bohaterskich czynów.
Spokojnie, tylko spokojnie. Taktyka kroków, małych kroczków, kroczusiów, powtarzał w myślach. Czas... Start!
- Auć!
Źle. Za szybko i zbyt łapczywie. Powinienem pozwolić, aby wgrany instynkt sam mechanicznie decydował o przebiegu całej operacji. Jeszcze raz, od początku, dopingował siebie. Dam radę, milimetr po milimetrze, spokojnie...
Drganie. Jeden palec, raz. Raz, dwa... Bezruch. Powieka raz.... Kolano lekko w górę i w dół. Mrugnięcie...
- Chyba coraz lepiej mi idzie... – wymruczał i podjął kolejną próbę doprowadzenia ciała do stanu użyteczności. Powoli, nie walcząc szaleńczo z oporem stawianym przez organizm, rozpoczął mozolne rozginanie zesztywniałych kończyn. Wytrwale, bez cienia zniechęcenia, umysł wysyłał impulsy z kolejnymi komendami: „ugiąć kolano”, „zacisnąć lewą dłoń”, „zgiąć prawe ramię”. Niekończący się potok myśli.
W pewnym momencie chłopiec usiadł na łóżku. Nie zdawał sobie z tego sprawy, dopóki obraz przed jego oczami nie zamigotał, nie przetoczył przez głowę pod różnymi kątami.
- Biała. Ściana. Biała ściana z czarnymi kropeczkami... – Zanotował fakt w pamięci i delikatnie przekręcił głowę w lewą stronę. Czując, że jego ciało odzyskało nieco dawnego wigoru, postanowił dokładniej zbadać pomieszczenie, w którym przyszło mu się obudzić.
- Co to za dziwne miejsce? Skąd się tu wziąłem? – zastanawiał się, wodząc wzrokiem dookoła. – Ostatnie co pamiętam to... pies. Bajt, tak. Bajt jak zwykle w niedzielne popołudnie zaczął wściekle ujadać. Okropnie zdenerwowana mama kazała mi wyjść z nim na spacer. Jak przystało na młodego beagle’a, mój czworonożny przyjaciel wykazywał się niczym nieograniczonym zasobem energii. Wszystkie rejestrowane bodźce przetwarzał, a następnie zatwierdzał, machając figlarnie ogonem. Interesowało go wszystko. Samochód, hydrant, listonosz, przyjaciółka taty, moje zabawki. Ganiał, szczekał, cieszył się. Cudowny szczeniak, który... który się zrestartował ? Hhmm... Bez sensu, nie, nie... zdechł. Pamiętam, że tata krzyczał. Powiedział, że to moja wina, że za dużo pochłaniałem informacji, za mało uważałem na Bajta i dlatego tak się stało. Krzyczał, coś wcisnął, a potem... ujrzałem sufit.
Umysł chłopca pracował na największych obrotach, oczy rejestrowały każdy szczegół. Kodowały wszystko, co było w zasięgu wzroku. Spoglądając w intensywną biel ścian, liczył znajdujące się na nich czarne punkciki. Przekształcał je, zbijał w matematyczne zbiory, mnożył i odejmował.
- Czterdzieści trzy, czterdzieści cztery, czterdzieści pięć... – kolejne liczby wypływały z jego ust. – Czterdzieści sześć, czterdzieści siedem... Co ja robię? Po co liczę? Czterdzieści osiem, czteerrrdzieścii dziewięęććć... Coo sięęę dziiiieeejjjeeee?
W pewnym momencie do metalicznego świergotu dołączył bulgot dochodzący z ust chłopca. Słowa dźwięczały zniekształcone, pomieszane, pogmatwane w iście ortograficzno-komputerowym stylu, z nosa zaczęła wyciekać dziwna piana.
- Mmmammmoooo... Raz, raz, raz, dwa... raz... Echo raz, dwa... raport, odbiór... raz, dwa... – powtarzał beznamiętnie (chłopiec). – Kropek sześdziesiąątt trzyyy..., powtarzam... szeeśśdziesiiiiąąt trrrzyyy... Model:973562Ja47. Baza: 432/KXOP/Java. Błąd aplikacji drugiej. Koniec emisji.
Cisza.

***

- Potwierdzam otrzymanie raportu. Data: 15 grudnia 2517 roku. Koniec fazy pierwszej. Bez odbioru.
Jacek ściągnął słuchawki, wyłączył mikrofon, po czym spojrzał na Monikę. Studiowała z fanatycznym błyskiem w oku wykresy wypluwane przez drukarkę głównego komputera. Od dwóch tygodni, zamknięci w pokoju numer osiem, na drugim piętrze, śledzili postępy programu Katharsis. Nie wychodzili na zewnątrz, nie odpoczywali, nie spotykali się z mieszkańcami sąsiednich pomieszczeń. Całą energię poświęcali misji.
- I jak ci się to podoba?
- Co masz na myśli? – zapytała.
- Jak to co?! Wiesz, ile kosztuje przygotowanie takiego androida?
Kilkanaście, jeśli nie kilkadziesiąt tysięcy solarów!
Monika, profesor z dwudziestopięcioletnim stażem, przestała śledzić różnokolorowe linie, złożyła okulary i z zaciekawieniem spojrzała na kolegę.
- Przecież nie ty za to płacisz – zagadnęła.
- A czy to ważne? Zrozum, siedzimy tu dla ściśle określonego celu. Mamy pomagać dzieciom-androidom. Przygotowywać ich świadomość do kontaktu z rzeczywistością, w jakiej się znaleźli. Tylko jak do cholery mamy to zrobić, skoro nasz cudowny dział techniczny pakuje umysły do takich tandetnych puszek?!
Monika nie odpowiedziała. Doskonale wiedziała, że Jacek ma rację. Pamiętała, jak będąc jeszcze nieopierzonym naukowcem, pracowała na byle jakich komputerach w byle jakich warunkach i oczywiście wymagano od niej nie wiadomo jakich cudów. Żądano skomplikowanych pomiarów, przeprowadzania socjologicznych ekspertyz, ale gdy prosiła o dostarczenie bardziej nowoczesnego sprzętu, to od razu w całym zarządzie zapadała niezręczna cisza.
- Wiem, że się denerwujesz. Ja także. To był naprawdę doskonały okaz. – Zerknęła na wyniki wykresów. – Ja47 przeszedł do najdalszego etapu badań. Niemal zaczął żyć własną świadomością. Te wszystkie dane, które mu zaaplikowaliśmy, przyjęły się bez przeszkód i...
- Kurwa! Musisz mnie dręczyć? Nie widzisz, że przez tych technicznych pajaców straciliśmy owoc czteromiesięcznej pracy?
Jacek zerwał się z krzesła. Zawsze, kiedy coś go podniecało, jego lewa brew zaczynała podrygiwać w dziwnym tańcu.
- Nie, nie muszę, ale wiesz przecież, jak wielką sprawia mi to przyjemność, prawda? – powiedziała Monika, uśmiechając się dziwnie. – Po za tym nie musisz od razu wrzeszczeć. Słyszałam, że na planecie Yope nauczycielski ośrodek został opanowany przez rozkapryszone dzieciaki. Coś czuję, że już niedługo będziemy mieli całkiem sporo świeżych, delikatnych mózgów.
- Ale czy będą tak samo doskonałe jak ten z Ja47? – zapytał Jacek. – A właściwie to skąd on pochodzi?
Monika nie od razu odpowiedziała.
- Wiesz, że lepiej by było, gdybyśmy na ten temat nie rozmawiali.
- Wiem, wiem, ale przecież coś tam podejrzewasz, tak?
Krzesło pani profesor cichutko zapiszczało, gdy raptownie przysunęła je do biurka. Włożyła okulary, a następnie zaczęła bardzo energicznie dręczyć klawiaturę podniszczonego laptopa.
- Nie wiem, o czym mówisz – bąknęła.
- Oj, bo uwierzę – syknął Jacek i zbliżywszy się do koleżanki, wyszeptał:
- Czyżbyś nie słyszała o San Danca? O idealnym miasteczku z idealnego świata? O perfekcyjnym społeczeństwie? Nie? No cóż, ja słyszałam. Dochodziły do mnie wiadomości o tym miejscu, z którego bił czar... O tak...

***

Z miasteczka San Danca bił czar. Już na przedmieściach czuło się emanującą stamtąd atmosferę przyjaźni, dobroci, chęci niesienia pomocy nieznajomym. Jadąc dobrze zadbaną drogą mijało się idealnie przystrzyżone drzewa, a na poboczu trudno było dostrzec choćby niewielki śmieć. Przydrożna tablica radośnie obwieszczała: SAN DANCA WITA!
Od 2407 roku każdy, kto przyjeżdżał do miasteczka, od razu otrzymywał od mieszkańców najrozmaitsze dary. Pierwszym, najważniejszym, był maleńki domek ze zgrabnie przystrzyżonym trawnikiem. Każda posesja oddzielona była od pozostałych żywopłotem.
Wnętrze domów było przede wszystkim sterylne. Biel bijąca z każdego kąta raziła jasnością. Kuchnia, wyposażona w najnowsze osiągnięcia techniki, sprawiała, iż gotowanie zajmowało kilkanaście sekund dziennie. Pokoje zostały wyposażone jedynie w najpotrzebniejsze meble. W pomieszczeniach brakowało przedmiotów zbędnych, drobiazgów mogących dowodzić indywidualności właścicieli sandancowego domku. Sypialnia, z małżeńskim łożem zajmującym czołowe miejsce, mogła uchodzić za żywą reklamę salonu meblowego. Bezbłędnie ułożona pościel przywodziła na myśl dzieło nie człowieka, lecz robota. Jedynym miejscem świadczącym o obecności żywych istot była łazienka. Sugerowały to trzy elektryczne szczoteczki do zębów, znajdujące się w kubeczku, oraz trzy równo złożone białe ręczniki, położone na rogu olbrzymiej wanny z fabrycznej porcelany.
Idealne domki w prezencie od idealnego społeczeństwa.
Właśnie w jednym z takich domów zamieszkali państwo Nowak z trzynastoletnim synkiem, Damianem. Do San Danca przyjechali w 2513 roku z powodu zamieszek, które dwa lata wcześniej wybuchły na ich rodzinnej planecie Knyx. Odcięli się od dawnego życia. Wspólnie zadecydowali o rozpoczęciu wszystkiego od nowa w miejscu słynącym z normalności w całej galaktyce.
Patrycja Nowak pracowała w miejskim przedszkolu. Robiła to, co kochała najbardziej, czyli obcowała z dziećmi. Poświęcała im czas, uwagę, radość. Codziennie o ósmej rano odwoziła synka do szkoły, który na do widzenia otrzymywał zawsze ogromnego całusa przez uchyloną szybę samochodu. Następnie jechała dwa kilometry do prywatnej świątyni. Przebywała tam około sześciu godzin. Oddając się rytuałowi bawienia młodych przedstawicieli idealnego społeczeństwa. Ganiała za nimi z roześmianymi lalkami, wozami strażackimi, popiskującymi pistoletami, kolorowymi balonami, kręcącymi się wiatraczkami i całą masą innych nieszkodliwych zabawek. Gdy wracała do domku była zmęczona, ale szczęśliwa. Siadała na kolanach męża i wspólnie z nim czerpała radość z posiadania dziecka.
Pan Patrycjusz Nowak był z zawodu lekarzem stomatologiem. Miał prywatny gabinet w jednym z niewielkich budynków przylegających do miejskiego ratusza. Zarabiał niewiele, lecz nie narzekał. Posiadał to, co sprawia, że dorosły mężczyzna jest szczęśliwy. Kochającą żonę i zdolnego, silnego syna. Zawsze poświęcał im jak najwięcej czasu. Kiedy tylko cała trójka przebywała w domku, od razu rozpoczynał wymyślanie gier i zabaw, które byłyby w stanie uprzyjemnić rodzinne wieczory.
Idealna rodzina w idealnym domku.
Damian miał wszystko, czego zapragnął. Każde, nawet najbardziej zwariowane marzenie było natychmiast spełniane. Żył w domku, gdzie rolę dobrej wróżki piastowali rodzice. Wszystko robili dla niego i jego tylko kochali.
Nie, nie był ideałem. Bardzo często zdawał sobie sprawę, iż nie do końca zasłużył na tyle szczęścia, lecz mimo to nie czuł się winny.
Ten kot sam się prosił o psikusa, powtarzał sobie w duchu. Gdyby nie to jego okropne mruczenie, pewnie nic by się nie stało. Tak, sam jest sobie winien. Ma na co zasłużył. Niech zdycha, głupi futrzak!
W szkole Damian Nowak nie miał problemów. Cichy, w pełni skupiony na nauce, nie mieszał się do dziecięcych porachunków. Nie uczestniczył w bójkach ani nie wyczyniał cudów na boisku. Był kujonem. Kolegów oczywiście nie posiadał, ale nikt się temu specjalnie nie dziwił. Społeczność szkolna zaakceptowała go takim, jakim był. Przyjęła do wiadomości, że zawsze wolał być sam. Pragnął samotności, marzył o niej i śnił...
Sen ziścił się 13 marca 2517 roku.
W pokoju panowała niczym niezmącona ciemność. Damian, spoglądając na sufitowe kropki, starał się zapamiętać tworzące przez nie wzory. Zasypiał. Kraina Morfeusza stopniowo pochłaniała go, wyraźne z początku kształty zaczynały coraz bardziej tracić ostrość. Dostrzegał coraz mniej. Odpływał. Z każdym oddechem świat produkował coraz mniejsze ilości barw, dźwięków. Damian widział siebie z tatą oraz wygibasy, które wyczyniali podczas puszczania latawców w parku. Widział, jak zmęczeni wracają do domu, jak mama całuje ich, pomimo iż spóźnili się na kolację. Rozanielony, wtulał się w ramiona mamusi. Czuł zapach jej perfum, gdy podeszła do niego i powiedziała, że kocha go najmocniej na świecie.
- Mój kochany nie bój się, nie bój. Nigdy cię nie opuszczę, nie zostawię samego. Nigdy...
Choć cała rzeczywistość była przesiąknięta rozpalonym powietrzem, poczuł ciarki maszerujące po skórze. Instynktownie zaczął wyczuwać coś złego. Nagle zorientował się, że matka ze snu patrzy na niego, a nie na jego morfeuszowego odpowiednika. Jej oczy ociekały czerwienią, a wykrzywione w makabrycznym grymasie usta zdawały się powtarzać:
- Nigdy się nas nie pozbędziesz, nigdy, nigdy...
Wsłuchując się w złowieszczą przepowiednię, nie zauważył, kiedy o nogi otarła się jakaś krwistoczerwona kulka.
- No i co teraz, cwaniaczku? – zachichotał kotek, a z wnętrza jego ciała zaczęły wyłazić flaki.
- Nieee!!! – Damian obudził się zlany potem. – Nie, tak się nie stanie!
Wstał z łóżka. Po cichutku, stąpając na malutkich paluszkach, przeszedł przez pokój i delikatnie uchylił drzwi.
Śpią, pomyślał. Bardzo dobrze, że śpią.
Ostrożnie, zwracając uwagę na ewentualne przeszkody, zaczął stąpać w kierunku kuchni. Po każdym kroku przystawał, nasłuchiwał, oddychał z ulgą i ruszał dalej. Cisza królowała w całym domu. Jedynie od czasu do czasu w oddali dawał się słyszeć odgłos przejeżdżającego samochodu, nic więcej. Idealne miasteczko idealnie śniło.
W kuchni panował półmrok. Gdzieniegdzie widać było jaśniejsze plamy, których autorką była latarnia. Damian stanął w drzwiach i powiódł wzrokiem po meblach w poszukiwaniu celu wędrówki. Dostrzegł go niemal natychmiast. Obiekt poszukiwań leżał obok ekspresu do kawy i lśnił światłem odbijającym się w ostrzu. Nóż. Nóż z wielką, brązową rączką. Jego właśnie potrzebował. Podszedł, wziął go do ręki i zważył ciężar.
- Idealny – wyszeptał, a w oczach zapłonęły mu niebezpieczne ogniki.
Przepełniony radością, ruszył w kierunku przylegającego do łazienki pokoju. Do sypialni rodziców. Drzwi jak zawsze były lekko uchylone. Słyszał donośne chrapanie taty. Wkradł się do środka. Rodzice leżeli blisko siebie. Zgrabna stopa Patrycji Nowak wystawała spod białej kołdry. Damian zbliżył się do matki i pogładził jej włosy. Uśmiechnęła się.
- Czas na ciebie – powiedział i przejechał nożem po jej gardle.
Następnie dwa razy dźgnął w oczy ojca. Przez chwilę stał i przyglądał się, jak krew powolutku wycieka na śnieżną pościel. Przez krótką chwilę ciała rodziców spazmatycznie podrygiwały. W końcu przestały.
Nareszcie, podsumował Damian.
Upuścił nóż na podłogę.
- Łóżko to obszar magiczny... szepty, krzyk i śmiech... tu jest miejsce na szczęście... tu jest miejsce na grzech... – zanucił, wychodząc z pokoju.
Rano obudził go dziwny zapach. Wpełzał do jego twierdzy coraz natarczywej. Lepki, gorzkawy smród.
Pewnie tato znowu coś spalił, pomyślał i zaśmiał się cichutko. Czekał, czekał i czekał...
- Dlaczego nie wołają mnie na śniadanie? – zastanawiał się. - Taaattttooo! Tato, dlaczego nie przychodzicie? Czy coś się stało?! Taaatooo?! Tattooo, idę do was!
W tym samym momencie, kiedy wykrzykiwał pytania...

***
- ...do drzwi domu zapukał kolega jego ojca – dokończył Jacek. – Jak zobaczył ciała Nowaków, zaniemówił na cały tydzień. Podobno świetny z niego neurochirurg, który, nie wiem czy wiesz, ale studiował z tą Jolą z...
- Jacek, do jasnej cholery! – wykrzyknęła Monika. – Co było dalej z Damianem?! Mów!!
- Nie wiem. Prawdopodobnie przejął go Kuloodporny Odział Prewencyjny. Wiesz, jacy chłopcy z KOP-u są szybcy, jeżeli chodzi o pilnowanie porządku. A potem...
- A potem dostaliśmy go my. A właściwie tylko jego niewielki kawałek.
 
 
 
RobinOfSherwood
Dziejopis
Troll Jeżynowy


Pomógł: 6 razy
Dołączył: 28 Lip 2008
Posty: 2912
Wysłany: 2009-02-24, 23:17   

Sharin napisał/a:
- Łóżko to obszar magiczny... szepty, krzyk i śmiech... tu jest miejsce na szczęście... tu jest miejsce na grzech... – zanucił, wychodząc z pokoju.
:mrgreen: :brawo: no musze przyznac naprawde mi się podobało :D nie wiem czemu ale skojarzyłem to z kilkoma utworami Dicka ;) (nie tylko tę wypowiedź ale ogólnie cały tekst) masz jeszcze :>
_________________
Żyje się dla kilku spotkań i paru wzruszeń. Ważne, by ich nie przegapić.
Maciej Kozłowski
 
 
Sharin 
Wierszokleta
Kosmogonik


Wiek: 40
Dołączył: 16 Lis 2008
Posty: 450
Skąd: Wrocław
Wysłany: 2009-02-24, 23:22   

"Łóżko to obszar magiczny... szepty, krzyk i śmiech... tu jest miejsce na szczęście... tu jest miejsce na grzech..."

Cytat z piosenki zespołu Maanam "Łóżko" :) Zapomniałem zaznaczyć, że sobie pożyczyłem :bag:

Co do Dicka to... lubię ;)
Teksty? Piszą się.
 
 
 
tygryska 
Fotomajster
pregowana



Pomogła: 9 razy
Wiek: 61
Dołączyła: 25 Lut 2007
Posty: 12655
Skąd: z tej samej bajki
Wysłany: 2009-02-24, 23:24   

sharin - fajne - podoba mi sie - jutro skrytykuje bo dzis nie mam sily (chyba powinnam spac) ale ogolnei na pierwszy rzut oka nie mam sie do czego przyczepic :) pisz dalej
a maanam jest boski ;)
_________________
kot tez czlowiek tylko ma ogon, futerko i jest madrzejszy...
 
 
 
Dora 
Znikopis


Pomogła: 7 razy
Wiek: 31
Dołączyła: 14 Sie 2007
Posty: 5405
Skąd: Katowice
Wysłany: 2009-02-25, 20:21   

Nono, mnie się podoba :) Fajny język, dobrze się czyta, a fabuła zapowiada się ciekawie.

Co tu dużo pisać, zacytuję sobie po prostu:
tygryska napisał/a:
pisz dalej
a maanam jest boski ;)


:)
_________________
:dora:
 
 
tygryska 
Fotomajster
pregowana



Pomogła: 9 razy
Wiek: 61
Dołączyła: 25 Lut 2007
Posty: 12655
Skąd: z tej samej bajki
Wysłany: 2009-02-25, 20:40   

no ok przeczytalam uwaznie - nie bede sie czepiac ;) jak chcesz zeby ci to ktos rozlozyl na czynniki pierwsze to wrzuc na duzego fahrenheita (ale nastaw sie na krytyke kazdej kropki i kazdego przecinka)
ogolnie ma to sens i swoja logike a to juz na pewno plus ;)
_________________
kot tez czlowiek tylko ma ogon, futerko i jest madrzejszy...
 
 
 
Sharin 
Wierszokleta
Kosmogonik


Wiek: 40
Dołączył: 16 Lis 2008
Posty: 450
Skąd: Wrocław
Wysłany: 2009-02-25, 21:12   

tygryska napisał/a:
jak chcesz zeby ci to ktos rozlozyl na czynniki pierwsze to wrzuc na duzego fahrenheita


Warsztaty są już od dłuższego czasu zamknięte i nic nie wskazuje na to aby miało się to w najbliższej przyszłości zmienić.

A co do rozłożenia opowiadania na części pierwsze to: było już rozkładane przynajmniej z 5 razy lol przez polonistów i nie polonistów ;)

Dora napisał/a:
a fabuła zapowiada się ciekawie


To jest opowiadanie zamknięte :P
Nie będzie rozwinięcia ;)
_________________
Próżnia doskonała - new 01. 2014
 
 
 
tygryska 
Fotomajster
pregowana



Pomogła: 9 razy
Wiek: 61
Dołączyła: 25 Lut 2007
Posty: 12655
Skąd: z tej samej bajki
Wysłany: 2009-02-25, 21:13   

a dawno nie zagladalam na duzego ... szkoda ze warsztaty zamkniete bo w sumie mialy swoj sens - jesli chodzi o rzemioslo
_________________
kot tez czlowiek tylko ma ogon, futerko i jest madrzejszy...
 
 
 
Sharin 
Wierszokleta
Kosmogonik


Wiek: 40
Dołączył: 16 Lis 2008
Posty: 450
Skąd: Wrocław
Wysłany: 2009-02-25, 21:16   

tygryska napisał/a:
a dawno nie zagladalam na duzego ... szkoda ze warsztaty zamkniete bo w sumie mialy swoj sens - jesli chodzi o rzemioslo


Zgadzam się.
Świetne były :( No cóż... trzeba sobie radzić inaczej...
_________________
Próżnia doskonała - new 01. 2014
 
 
 
angel 
Znikopis
Devilka


Pomogła: 5 razy
Wiek: 105
Dołączyła: 23 Cze 2007
Posty: 5593
Skąd: z co piątej kinderniespodzianki
Wysłany: 2009-02-25, 21:19   

dobrze sie czyta :) niezłe
_________________
.. kobieta jest tym bardziej anielska im ma więcej diabła w sobie .....

http://przepisyzestaregozeszytu.blogspot.com/
 
 
 
Hadrianka 
Znikopis


Pomogła: 18 razy
Wiek: 35
Dołączyła: 07 Wrz 2006
Posty: 7364
Skąd: Poznań
Wysłany: 2009-02-25, 21:20   

Cytat:
Świetne były :(

przepraszam, ale lol
_________________
Silva hevsum
 
 
 
Dora 
Znikopis


Pomogła: 7 razy
Wiek: 31
Dołączyła: 14 Sie 2007
Posty: 5405
Skąd: Katowice
Wysłany: 2009-02-25, 21:21   

Sharin napisał/a:
To jest opowiadanie zamknięte :P
Nie będzie rozwinięcia ;)

Hm, w sumie szkoda, bo wydaje mi się to być niezłym wstępem do czegoś bardziej rozwiniętego :)
_________________
:dora:
 
 
Sharin 
Wierszokleta
Kosmogonik


Wiek: 40
Dołączył: 16 Lis 2008
Posty: 450
Skąd: Wrocław
Wysłany: 2009-02-25, 21:23   

Hadrianka napisał/a:
przepraszam, ale lol


Nie widzę w tym nic śmiesznego O_o
To, że nie uważasz ich za pomocne to OK. Znam jednak osoby, dla których miały one znaczenie i którym one pomogły. Dlatego ich żałuję.
Pomijam fakt, że momentami były wredne i chamskie.
 
 
 
tygryska 
Fotomajster
pregowana



Pomogła: 9 razy
Wiek: 61
Dołączyła: 25 Lut 2007
Posty: 12655
Skąd: z tej samej bajki
Wysłany: 2009-02-25, 21:25   

malgorzata dobrze oceniala i rozbierala na czynniki pierwsze i u niej nie zauwazylam zeby to bylo chamskie czy cos takiego
_________________
kot tez czlowiek tylko ma ogon, futerko i jest madrzejszy...
 
 
 
Hadrianka 
Znikopis


Pomogła: 18 razy
Wiek: 35
Dołączyła: 07 Wrz 2006
Posty: 7364
Skąd: Poznań
Wysłany: 2009-02-25, 21:27   

A ja widzę, bo mnie generalnie ludzie z fahrenheit.net bawią do łez (albo budzą nieograniczoną agresję, często oba jednocześnie) ;) Ale co kto lub, mnie bezrefleksyjne robienie z siebie idioty- znaczy 'ostrego krytyka' bawi i tyle ;)
_________________
Silva hevsum
 
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Link do Shoutbox

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group