Pomógł: 1 raz Wiek: 37 Dołączył: 07 Maj 2008 Posty: 1881 Skąd: Wawa
Wysłany: 2009-12-07, 12:21 Bradbury Ray "451 stopni Fahrenheita"
Książki łatwego życia nie mają, co rusz znajdą się tacy co chcą je palić. Czy to fanatycy religijni, obrońcy moralności, czy w końcu wielcy, którzy lepiej wiedzą co maluczkim do życia jest potrzebne niż oni sami. Ray Bradbury pisał swojego „Fahrenheita” z myślą o totalitaryzmie, ale pewnie nie zdawał sobie sprawy, że po 50 latach jego książka nawet po upadku większości reżimów będzie jeszcze bardziej aktualna niż na tuż po premierze.
„451 stopni Fahrenheita” jest historią strażaka, prawdziwego strażaka, którego nazwa zawodu wreszcie adekwatna jest do wykonywanych czynności. Straż pożarna zajmuje się paleniem, a nie gaszeniem, paleniem książek. Główny bohater to Guy i wznieca pożary już parę lat, czuje się z tym bardzo dobrze, aż do momentu spotkania pewnej dziewczyny która zadaje niewygodne pytania i pokazuje mu świat jakiego Guy wcześniej nie dostrzegał, wtedy on zaczyna mieć wątpliwości. Społeczeństwo w książce Bradbury’ego pokazane jest jako dążące do szczęścia i uciech, niczego mu nie brakuje – mają jedzenie, rozrywkę, spokój i bezpieczeństwo. Niby wszystko jest takie piękne, ale jednak czy to co jedni nazywają „szczęściem” jest nim rzeczywiście? Ludzie pozbawieni są wysokiej kultury, mają tylko telewizję i różnego typu programy rozrywkowe, spędzają przed ekranem całe dnie oglądając ogłupiające show. Książki uważane są za niepotrzebne, zbędne, a nawet obwinia się je, że powodują nietolerancję, krzywdę i konflikty. Tylko czemu są wciąż ludzie, którzy chcą je czytać i to nawet za cenę własnego życia?
Książka przesiąknięta jest metaforami, odwołaniami do totalitaryzmu. Perfidnie działająca cenzura, bezczelna straż i wszystko wiedząca władza. Ogłupiające media, które też pełnią funkcję propagandową, pokazują słodkie życie i stwarzają utopię szczęścia, ciepła i miłości. I właśnie to robi z tej powieści książkę ponadczasową. 50 lat temu media i programy „kulturalne” nie były jeszcze na tak zaawansowanym poziomie jak dzisiaj, ale już wtedy można było zaobserwować początku ich ekspansji. Dla Bradbury’ego posłużyły jako substytut książki i jak pokazał czas autor się ani trochę nie pomylił. Czyś nie żyjemy w świecie w którym ważniejszy jest jakiś serial w telewizji niż rozmowa z najbliższą nam osobą? Czy nie spędzamy wielu godzin rozwaleni na kanapie i oglądający programy które nas nawet nie interesując zamiast wyjść gdzieś ze znajomymi. Czy nie idziemy na łatwiznę wybierając kolejny program reality show zamiast dobrej książki w zaciszu pokoju?
„451 stopni Fahrenheita” jest książką świetną. Prawdziwa klasyka s-f, a zarazem książka dla każdej osoby kochającej czytać książki. Każdy powinien zapoznać się z ta lekturą, bo po przeczytaniu tej powieści inaczej zaczyna patrzeć się na książki. Gorąco polecam… wszystkim!
szczerze mowiac gdzie jak gdzie, ale na tym forum spodziewalem sie prawdziwego gradu postow po recenzji Mad'a, a tu ni chu chu, nie mowiac o tym, iz dziw bierze, ze recka pojawila sie dopiero teraz
sprobuje dodac swoje trzy grosze do tego, co wyzej napisal kolega, tym bardziej ze przy okazji tej recki odswiezylem sobie zawartosc tej knigi.
co do zasady zgadzam sie z tym co napisal powyzej Mad. szczeegolow sie czepial nie bede.
imho ksiazka Bradburego jest napisana tak, ze zawsze bedzie aktualna. nie sposob jednoznacznie scharakteryzowac jej tresci, jest gleboka, a jednoczesnie plytka, styl najczesciej prosty jak konstrukcja cepa, a miejscami zakrecony jak baranie rogi, niby akcja zawieszona w jakiejs przyszlosci, gdzie panuja takie czy inne realia charakterystyczne s-f, a jenoczesnie jej sedno dotyka problemow charakterystycznych dla ludzi zyjacych w XX czy XXI wieku, albo szerzej ludzkosci jako gatunku.
bardzo lubie ksiazki, ktore sa madre, ktore zmuszaja do zastanowienia sie nad soba, ogolnie nad swiatem, imho f451 jest taka ksiazka. jest uznawana jako klasyka s-f, ale imho nie w tym tkwi jej prawdziwa sila. jest w niej tez troche perelek zaszytych w tekscie, ktore uznaje za glebokie i uniwersalne, stad tez z przyjemnoscia do niej wrocilem.
MadMill napisał/a:
„451 stopni Fahrenheita” jest książką świetną. Prawdziwa klasyka s-f, a zarazem książka dla każdej osoby kochającej czytać książki. Każdy powinien zapoznać się z ta lekturą, bo po przeczytaniu tej powieści inaczej zaczyna patrzeć się na książki. Gorąco polecam… wszystkim!
pelna zgoda z kolega, z jednym ale ... moim zdaniem ksiazka poprzez postac strazaka Montaga przekazuje truizmy, ktore nie powinny byc tajemnica dla nikogo, a jednak sa nimi dla wiekszosci. ja na ksiazki po tej lekturze patrzylem i patrze tak samo, acz ... czasem poprostu oplaca sie nie isc na skroty.
Cytat:
— Niegdyś, dawno przed Chrystusem, był taki diabelnie głupi ptak zwany feniksem.
Co paręset lat budował sobie stos pogrzebowy i spalał się na nim. Musiał być bliskim
krewnym człowieka. Lecz za każdym razem po tym spaleniu powstawał z popiołów, odrodzony
całkowicie na nowo. I wydaje się, że my robimy to samo, stale od nowa, lecz
mamy jedną cechę, której feniks nigdy nie posiadał. My wiemy, co za cholerne głupstwo
właśnie popełniliśmy. Znamy wszystkie cholerne głupstwa, które popełniliśmy przez tysiące
lat i ponieważ to wiemy i zawsze mamy to przed oczyma, któregoś dnia przestaniemy
wznosić te przeklęte stosy pogrzebowe i wskakiwać na nie. W każdym pokoleniu
zbieramy coraz więcej ludzi, którzy pamiętają.
Szczerze się przyznam, że książki nie czytałam, za to oglądałam film - z doświadczenia wiem, że często film jest w niektórych momentach uboższy jednak zrobił on na mnie kolosalne wrażenie a na scenę palenia książek do tej pory nie mogę patrzeć obojętnie.
Niezależnie od tego, jak został zrobiony film, a moim zdaniem jest bardzo dobry, ciekawym pomysłem było
:
sprowadzenie czytania (a wręcz posiadania) książek do najgorszego przestępstwa i "żywe" książki...
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach