Wysłany: 2020-08-04, 21:05 Alanson Craig - Dzień Kolumba
/
Początek lektury przypomniał mi Przeklętych Fostera, ludzkość uwikłaną w wojnę walcząca jako najemnicy po niewłaściwej stronie, szkoda, że w połowie opowieść zmieniła swój charakter.
Rozczarowujący sojusznicy
Z biegiem czasu nowi „sojusznicy” okazują się dość rozczarowujący. Nie dość, że niechętnie dzielą się swoją technika ograniczając się jedynie do niezbędnych ulepszeń to jeszcze traktują ludzi bardziej jak sługi niż partnerów w wojnie. Szybko okoliczności w jakich znalazły się Siły Ekspedycyjne Organizacji Narodów Zjednoczonych stają się nie do pozazdroszczenia: daleko od domu, uzależnieni od dostaw prowiantu obcych walczący w nie swojej wojnie. Niepokojące plotki o pogarszającej się sytuacji na Ziemi, traktowanej przez Kristangów bardziej jak kolonia niż partner nie polepszały sytuacji.
Sporo tu inspiracji trylogią Przeklęci Alana Dean Fostera, choć klimat Dnia Kolumba jest jakby mniej mroczny i bardziej nastawiony na akcje.
Narracja i akcja
Narracja prowadzona jest z punktu widzenia głównego bohatera, co pozwala poznać tylko jego punkt widzenia na toczące się wydarzenia. Z tego powodu większość bohaterów pobocznych jest słabo zarysowana. Ich motywacje czy przeżycia są mało istotne to bardziej tło inaczej niż w Głębi Przybyłka czy Skoku Donaldsona.
Cała akcja skupia się na działaniach małych grup żołnierzy, nawet bitwy kosmiczne to bardziej abordaże niż strategiczne starcia obecne chociażby w Algorytmie Wojny czy Man of War.
Na ratunek Skippy
W sci-fi w którym obcy znacznie przewyższają ludzkość technologicznie są dwa nurty albo główny bohater jest w jakiś sposób wyjątkowy albo otrzymuje „nieoczekiwane” wsparcie (jak w Do Gwiazd Sandersona) . W Dniu Kolumba mamy do czynienia z tym drugim podejściem. W pewnym momencie ludzkość zyskuje potężnego sprzymierzeńca w osobie Skippiego – aroganckiej SI przedwiecznych. Ta „puszka po piwie” wyrównuje trochę szanse ludzi w tej nierównej walce, zaś jej „charakter” wprowadza trochę humoru do opowieści.
Ocena
Początkowo powieść zapowiadała się bardzo ciekawie. Obce rasy, sojusznicy okazujący się wrogami, wrogowie mogący być sprzymierzeńcami. Wprowadzenie Skippiego nagle ucięło ten wątek zmieniając historie w opowieść o macho w pojedynkę ocalającym świat. Warto zauważyć, że główny bohater nie jest ideałem popełnia błędy giną przez niego ludzie, czasem wygrywa bo znajdzie się w odpowiednim miejscu w odpowiednim czasie. Akcja jest wartka, narracja sprawnie prowadzona, jednak całości brakuje trochę głębi. Historia a zwłaszcza relacja głównego bohatera z SI są jednak na tyle ciekawe, że planuje poznać dalsze losy tej dwójki. Więcej moich recenzji https://solaris7.pl/tag/zaginione-opowiesci
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach